Andriej Tarkowski w krzakach

anabasis1

Muzeum Książki na Tymienieckiego w Łodzi prezentuje 80 polaroidów Andrieja Tarkowskiego z lat 1982-1986. Z Willi Grohmana, w której wisi całe „Anabasis” trzeba tam dojść taką zaśmieconą ścieżką, potem jest dziura w płocie, kawałek ulicy i dopiero wystawa. Można wziąć mapkę, żeby się nie zgubić. Nie można się zrażać wielkim czarnym psem, ani faktem, że całe muzeum wygląda na zamknięte. Trzeba po prostu wejść do środka, obudzić panią z ochrony, która właśnie zasnęła rozkosznie z książką na brzuchu i poprosić o wpuszczenie. Pani zapali światła („Wie Pan nikt nie przychodzi, to oszczędzamy prąd”) i stanie sobie w kąciku. W muzeum pachnie kurzem, błyszczą politury i trzeszczy podłoga. Żeby te polaroidy Tarkowskiego obejrzeć trzeba przystawiać do nich nos, bo w tych lampach co je pani włączyła już obowiązuje unijny zakaz używania stuwatowych żarówek. No więc chodzi się z nosem przy ścianie i ogląda.

Te polaroidy są genialne. Można chodzić w kółko – to jest hit całej wystawy i duma organizatorów festiwalu. Fajnie, że je ściągnęli. Szkoda, że nikt ich nie ogląda.

Na wystawie podobał mi się jeszcze fotoplastikon Suzanne Kriemann. Fotoplastikon stoi, więc trzeba chodzić samemu w kółko i oglądać. Z każdym okrążeniem podobało mi się bardziej.