W Galerii Narodowej wisi tu taki obraz Hovhannesa Aivazovskiego pt: ? Zejście Noego z góry Ararat?. Wynika z niego jasno, że jak schodził, to rozstąpiło się przed nim jakieś morze. Trochę nie wiadomo jakie, bo najbliższe to Morze Czarne ale do jego brzegu jest z Araratu jakieś 400 km. Mogłoby być jeszcze jezioro Van albo od biedy Sewan ale łatwiej by było iść przecież ich brzegiem niż przechodzić przez środek. W każdym razie coś się tam rozstąpiło ? idzie Noe, a za nim żyrafy, nosorożce, jakieś słonie i tych kilku szczęśliwców co się załapało na arkę. Za nimi majestatyczne dwa stożki.
Ormianie muszą być tym nieźle wkurwieni. Góra jest tuż za rzeką, ale za rzeką jest też już Turcja. W Armenii jest bank Ararat, sieć telefonii komórkowej Ara Mobile, piwo Aratat, delikatesy, co trzecia firma ma w logo dwa stożki. Ale nie mogą tam po prostu pójść.
Oglądam te obrazy w Galerii Narodowej ? na wszystkich Ararat przedstawiony jest z daleka. Mały z lewej, a duży z prawej. Niby normalne, bo jak inaczej namalować taką wielką górę. Ale ja mam wrażenie, że na każdym z tych obrazów jest też zamknięta granica armeńsko ? turecka, tyle że jej akurat nie widać, bo krzaki zasłaniają.
A potem obejrzałem obrazy Rockwella Kenta, przypomniałem sobie o upale na zewnątrz i zapragnąłem być zupełnie gdzie indziej.