Do Rzeszowa mogę nie dociągnąć

Przed wejściem do autobusu kożuch ludzi. Ten model z kolejkami to się u nas jednak nadal nie przyjął. Pierwszy raz zobaczyłem to na lotnisku w Dublinie. Wielka hala odlotów, kilkanaście bramek. Kolejki do Barcelony, Paryża, Londynu. A do Łodzi, Katowic i Poznania kurwa kożuch, ciżba, popychania i krzyki. Na obrzeżach tego wszystkiego stali Irlandczycy z kartami priorytetowymi- kupili sobie, żeby móc wybrać miejsce. Bezradnie machali,  coś tam mamrotali, ale chyba czuli , że już po wszystkim, już było wiadomo kto tu rządził. Nie oni. 
No więc tu jest podobnie tylko, że my pojedziemy jednak tylko do Rzeszowa. Staję sobie w tłumku i pozwalam się wtłoczyć do środka. Pada deszcz więc woda redukuje opory tarcia. Potem siadam na pierwszym wolnym. I wtedy życie  w autobusie jakby na sekundę zamiera. Wszyscy patrzą na mnie oczami jak spodki. Wyczuwam ich spojrzenie i rozglądam sie niepewnie. Rozumiem już swój błąd. Bilety są bez wskazania miejsca, więc o najlepsze trzeba powalczyć. Taki rytuał. Biegiem na górę, tratując tych słabszych, potem kurtuazyjnie się pyta ” czytuwolne” ale się odpowiedzi nie słucha tylko się od razu ładuje i krzyczy przez cały autobus : ” ewa cho tutaj, tu mam dwa” . A ewa wtedy, z drugiego końca zakrzyknie, że też ma , i że jedno przy oknie. Więc trzeba się wrócić z tobołami, ale tylko do połowy żeby stwierdzić, że tamte dwa co się opuściło były lepsze bo może i nie przy oknie, ale jednak też nie przy kiblu, więc: „No i po chuj chcesz przy kiblu siedzieć, pierwszy raz jedziesz ?” Więc wracają, ale tamte już zajęte, więc szukają dalej, więc jeszcze to chwilę potrwa, zanim ruszymy…

No ale jedziemy, aksamitny głos pani z obsługi informuje ile to potrwa, że na pokładzie jest wifi, że będzie poczęstunek i że w ogóle możnaby to co było przy wsiadaniu zapomnieć bo teraz jest Europa i już będzie wszystko dobrze.

Możnaby, ale się nie zapomni. Bo właśnie zaczyna się koncert na trzy głosy 

Że nóg nie ma gdzie pomieścić
Że jednak taniej 
Że nie tak tanio jak kiedyś bo kiedyś to były bilety za złotówkę, a teraz już nie ma.
Że jak rozdajo ten sok to tylko jabłkowy. A nie ma czasem innego? Nie ma ! Na pewno nie ma? Nie może poszukać? Jakaś taka nieuprzejma ta pani.

W Raszynie czyli nie że daleko naciągam na głowę kaptur, czytam albo udaję, że czytam,  nie wziąłem słuchawek, więc nie mogę się odciąć, jestem na nich skazany. 

A oni swoje:

Że trzęsie.
Że jednak autobusem dwie godziny szybciej niż pociągiem.
Że jak na Puławskiej korek to się spóźnia i wychodzi tylko godzinę szybciej.
Żeby się nie zapinać w te pasy bo i tak nie sprawdzajo
Że ta kawa jakaś taka lurowata.
Że internet wolny. Filmy nie chodzo
Że się gniazdko zepsuło i nie ma jak naładować laptopa.

W Radomiu czyli w połowie drogi, kiełkuje we mnie ziarenko uczucia, którego się chyba wstydzę. Ale oni nie dają za wygraną

Że co ich to obchodzi, że się zepsuło dzisiaj i nie było jak naprawić.
Że to jest skandal, że jak płacę to wymagam.
Że to ciasto jakieś suche.
Że proszę pani, a tu też światełko nie działa.
Że co mnie to obchodzi, że jest rano i jasno.
Że kiedyś lody dawali. Że co z tego, że dziś jest zimno.
Że jednak te lody dajo mimo, że tak zimno na lody.

Przed Ostrowcem cud, pakujo graty, będą wysiadali. Już tam wydzwaniają, żeby po nich ktoś przyjechał na dworzec, już krzyczo bo zasięgu nie ma w lesie, już mówio:

Wyjeżdżaj już bo nie będę na Ciebie czekała. No punktualnie jest, ale mnie w tym autobusie wymęczyło, opowiem ci, żena. 

A potem jeszcze tak na chwilę przysiadajo, bo do tego Ostrowca kawałek, więc tylko siedzo i patrzo. I na mnie patrzo, jak w tym kapturze, nad ekranem, się sieroco kiwam i coś tam mamroczę. I w końcu mówio

A pan tam? Co tak klepie na komputerze i siedzi cicho? 

I na szczęście już jest Ostrowiec, więc zabierajo klamoty i się ładujo to wyjścia mimo, że aksamitny głos tej pani z Europy mówi, żeby do zatrzymania autobusu to jednak posiedzieć. Oni to majo w dupie, już się gramolo, jakby to miał być desant wojsk Układu Warszawskiego na Danię. I już nikt nie chce słyszeć mojej odpowiedzi, czemu tak tu sobie marnieję w kąciku i dobrze, bo bym im musiał opowiedzieć o uczuciu, które już we mnie dojrzało i jest gotowe.

Tamci wysiadajo, ale wsiadajo nowi.

Ogłoszenia parafialne

W związku z premierą nowej książki „Zaczyn” informuje się, że:

10 maja w Krakowie (MOCAK) będzie można o niej posłuchać po raz pierwszy. Autora przepytywać będzie przezacna Małgorzata Szczurek

11 maja w Warszawie (Festiwal Okno na Warszawę) będzie można posłuchać po razu drugi, ale tylko trochę i właściwie bardziej o Przyczółku niż o książce bo…

15 maja w Muzeum Sztuki Nowoczesnej posłuchać będzie można po raz trzeci i już na całego, a warto przyjść bo spotkanie będzie w Emilce, a wiadomo jak to z Emilką. Teraz jest, a zaraz nie będzie.

19 maja na Warszawskich Targach Książki autor będzie siedział i podpisywał dzieła na stoisku Wydawnictwa Karakter (które będzie zaraz obok stoiska Wydawnictwa Czarne, więc jak ktoś nie ma Miedzianki to może nabyć). Na Targi Książki warto przyjść bo w tym roku są na Stadionie Narodowym, a to znaczy, że na coś jednak nam się te stadiony przydały i warto było to Euro robić.

Potem będzie 22 maja i autor będzie wtedy w Katowicach (Rondo Sztuki). A stamtąd pojedzie dalej by 25 maja w Rzeszowie wystąpić na Festiwalu Przestrzeni Miejskiej. W Rzeszowie był raz i tylko na dworcu więc tym bardziej się cieszy.

27 maja natomiast autor usiądzie za stołem, za którym ta książka powstawała i nie że w domu, ale we Wrzeniu Świata i będzie o „zaczynie” rozmawiane, a pytać będzie Julianna Jonek

Wreszcie 5 czerwca autor wraz z kartonem książek (dla przypomnienia: „Zaczyn”) pojawi się w mieści rodzinnym Poznaniu (know how) i po spożyciu kotleta schabowego w jadłodajni Tylko u nas wystąpi w Bookareszcie, a dywagować tam z nim będzie Michał Wybieralski.

A jakby kogoś w rzeczonych dniach nie było odpowiednio w Krakowie, Warszawie, Katowicach, Rzeszowie i Poznaniu to zawsze może sobie włączyć radio, na przykład Trójkę, i tam od 6 maja , od poniedziałku do piątku o 11:50 „Zaczyn” będzie czytał aktor profesjonalny czyli Przemysław Bluszcz. Autor pojawi się również w formie bełkotliwej ale tylko momentami więc nie należy się tym bardzo zniechęcać, można wtedy robić herbatę albo przełykać pokarm.

Występów na żywo  będzie więcej ale się ustalają. Gdyby ktoś chciał autora na takowy zaprosić to wystarczy napisać do Impresariatu Instytutu Reportażu i to się zapewne stanie.

Przystanek w Radzimiu zlikwidowano trzy lata temu.

Teraz nie ma tam jak dojechać. Trzeba mieć samochód albo iść pieszo.

Pałac płonął dwa razy. Teraz jest zabity dechami. Podobno da się tam wejść przez okienko w piwnicy. Chodziliśmy po polach, na których Niemcy w trzydziestym dziewiątym rozstrzeliwali ludzi. Siedem kilometrów dalej była granica i szlaban, którego likwidację pokazywali później we wszystkich filmowych kronikach z czasów wojny. Teraz padał śnieg. Dwa żurawie leciały zrezygnowane pod wiatr.

Spałem w gabinecie pedagoga szkolnego, przez całą noc miałem całą szkołę tylko dla siebie. Chciałem napisać coś głupiego na tablicy ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zasnąłem i śniło mi się, że przygarnąłem ze schroniska biszkoptowego kundla.

W Kamieniu Krajeńskim o poranku chodniki przesypane były warstewką świeżego śniegu. Był sypki i suchy, nie przyklejał się do butów. Przypominał trochę biały kurz. Chodziło się po nim jak po Księżycu.

Każdy taki wyjazd jest dla mnie lekcją pokory.