Szczęście na osiedlu zamkniętym / z „Przewodnika po śmietniku”
Wystawa w Poznaniu
Monika Piotrowska o wystawie:
„Źle urodzone” –to tytuł eseju fotograficznego powstałego z głębokiego zafascynowania Filipa Springera architekturą PRL-u. Na wernisaż oraz spotkanie z fotografem zapraszamy w środę, 13 marca 2013r. o godz. 18.00 do Galerii 2pir w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa.
Wystawa składa się z 21 zdjęć, które są efektem 3-letniego zaangażowania Springera w poszukiwanie i uwiecznianie dobrej architektury PRL-u. Co zaskakujące robił to nie dla odbiorców, tylko dla samego siebie- by lepiej poznać i zrozumieć epokę, która mimo, że nie była mu bliska, zupełnie go zafascynowała.
Springer urodził się zaledwie na kilka lat przed końcem PRL, którego w ogóle nie pamięta, więc nie żywi doń żadnych uprzedzeń czy uczuć. Zarazem jednak nie zna z autopsji żadnych kontekstów, na dodatek nawet nie spędził dzieciństwa w blokach. Do tematu nie popchnął go żaden dramat lub sentyment, a spacery ze znajomym architektem. „Chciałem dowiedzieć się o tej architekturze jak najwięcej. Robiąc zdjęcia, zaczynałem trochę lepiej ją rozumieć”- napisał w książce powstałej w rezultacie tej fascynacji, nazwanej: „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u”.
O ówczesnej modernie Springer mówi, że nieważne jak wygląda, ważne, jak działa. Każdemu zdjęciu, twierdzi, towarzyszyło przeżycie, które powodowało, że rejestrował coś na kliszy. Na fotografiach pojawiają się ludzie, najczęściej młodzi, bardziej wpisujący się niż wpisani w architekturę. Realizacje czołówki polskich funkcjonalistów, w które człowiek był wpisany z założenia, na tych zdjęciach są oswajane i przyswajane przez nową generację w pełni niezależnie od intencji projektantów. Springer przedstawia też kilka portretów i tu najlepiej widać, co łączy wybranych przez niego ludzi i architekturę funkcjonalistyczną: oni i ona są podobnie zagubieni we współczesnych czasach. „Dysfunkcja” – ciśnie się na usta, ale nazbyt to łatwe. I nieprawdziwe. Architektura modernistyczna dobrej jakości i dobrze wyremontowana okazuje się obecnie równie funkcjonalna, co pierwotnie. Sportretowani przez Springera ludzie są natomiast zagubieni niezbyt dotkliwie, wydają się tylko czegoś nie rozumieć i czekać, by ktoś popchnął ich w odpowiednim kierunku.
Termin: 13 marca 2013r., godz. 18.00
Termin ekspozycji: 13.03.2013r. – 17.04.2013r.
Kuratorka wystawy: Monika Piotrowska
Miejsce: Galeria 2pir
Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa
Ul. Kutrzeby 10, Poznań
Wstęp wolny!
Przez most
Do Görlitz. Kawałek za Legnicą zaczął się śnieg. We Wrocławiu go jeszcze nie było, a tutaj wszystko było białe. Jechałem słuchając Varud. Gdy minęliśmy Węgliniec przykleiłem się do szyby. Niby nic się nie działo ale ja miałem w głowie opowieść Karla Heinza Friebe o tym jak za Węglińcem zerwał z ramienia białą opaskę, która oznaczała, że był Niemcem i wyrzucił z pociągu do rzeki. Bałem się, że przeoczę tamten most. Jechałem do Niemców opowiadać im o ich Kupferbergu i naszej Miedziance, jechałem do Görlitz tą samą drogą, którą wtedy jechał Friebe. Most był wysoki i solidny. W dole widać było rzekę i porośniętą drzewami wyspę. Robiłem zdjęcia. Chwilę później pociąg wtoczył się na dworzec w Görlitz, a ja zobaczyłem na peronie Maxa. Zawiózł mnie do hotelu i pojechał zajmować się synem. Miałem pół dnia na obejrzenie wszystkiego.
– To tylko skorupa, miasto jest mniejsze niż będzie ci się wydawać – powiedział zanim zniknął.
Było zimno, a w powietrzu wisiała mgiełka, która kropelkami osiadała mi na okularach i obiektywie. Nie miałem czym tego wytrzeć więc chodziłem taki zamglony. Podobało mi się tam. Było pusto i dostojnie. Tylko na rynku kręciła się ekipa filmowa. Podobno przyjechali z samego Hollywood, gdzieś tam między nimi był Jeff Goldblum i Oven Wilson. Niemcy mieli to w dupie. Siedzieli w domach albo w pracy. No więc na rynku stał kamper z żarciem dla filmowców i kilka zabytkowych samochodów. Ja poszedłem w stronę kościoła. Chciałem go obejrzeć bo Max powiedział, że to najważniejszy zabytek w całym mieście. Zabytek był zamknięty. Z jego schodów zobaczyłem jednak drugi brzeg, ten polski. To nigdzie nie było tak wymowne jak tu. Ten most, biało czerwony słupek, a zaraz za nim zrujnowana kamienica z wymalowanym żółtą farbą napisem „ZIGARETTEN”.
Sam nie wiem jak się tam znalazłem, nie wiem jak zaplątałem się między te bloki. Wyłoniły się całkiem nieoczekiwanie z mgły. Były szare i wielkie, żadna tam pasteloza i piramidy. Zaraz potem zgubiłem się, straciłem orientację. Musiałem włączyć w telefonie mapę, żeby się znowu odnaleźć. Szukając wyjścia pomyślałem, że zamiast chodzić po wymuskanej starówce Gorlitz ja po dwóch kwadransach wracam na stare śmieci. Jakbym kurwa był już na te bloki skazany. Mogę sobie wmawiać podziw do niemieckiego gotyku ale prędzej czy później i tak skończę w oszczanym prześwicie pod blokiem z wielkiej płyty fotografując przelewający się śmietnik albo martwego szczura. Albo bałwana wyglądającego trochę jak fiut.
Zgorzelec to już jednak było za dużo. Jedno z tych miejsc, w których samobójstwo nie byłoby dla mnie kwestią stanu ducha, tylko kwestią czasu. Nie dawałem tu rady. Na niemiecki brzeg wracałem niemalże biegiem, na moście czułem się jak zdrajca.
Na spotkanie przyszło kilkanaście osób. Max tłumaczył na niemiecki, ale ja po ich twarzach widziałem, że rozumieli co mówię. Od czasu do czasu rzucałem coś zabawnego, a oni uśmiechali się jeszcze zanim zdążył im to powiedzieć po swojemu. Potem poszliśmy coś zjeść, a on cały czas opowiadał mi różne historie o mieście. Wszystkie były niesamowite.
Następnego dnia, rano musiałem jednak wrócić. Przez puste Görlitz zszedłem nad rzekę. Po drugiej stronie czekał już taksiarz w mercedesie „beczce”. Wsiadłem i od razu mu powiedziałem, że ma piękny samochód. Nie chciałem jechać przez to miasto w ciszy. Gadał całą drogę o tapicerce i o tym, że części kupuje oryginalne u Niemców. Przejechał tym wozem 750 tysięcy kilometrów, ostatnio jakiś kolekcjoner z Hamburga chciał mu za niego dać 5 tysięcy euro. Odmówił.
Na dworcu Zgorzelec miasto nie było nikogo. Na pustym placu stało siedem połamanych ławek. Kasa była w kontenerze z blachy. Kobieta w środku paliła papierosy. Sprzedała mi bilet nawet na mnie nie patrząc. W pociągu okazało się, że sprzedała mi zły.
Gdzieś za Pieńskiem zaczął się las. W gęstej mgle było widać tylko pierwsze rzędy drzew. W pewnej chwili zobaczyłem zdezelowanego kombiaka, który przedzierał się z mozołem przez śnieg i błoto. Strasznie przy tym kopcił. Kierował nim jakiś facet, drugi siedział jako pasażer. Mieli otwarte okna. Jestem pewien że w bagażniku wieźli trzeciego z siekierą w głowie. Albo coś równie okropnego.
Ogłoszenia parafialne
W najbliższym czasie przewidywane są następujące występy:
26.02 – Görlitz – Schlesisches Museum – spotkanie wokół książki „Miedzianka. Historia znikania” – godz. 19 (spotkanie po polsku i niemiecku)
28.02 – Wrocław – Muzeum Współczesne – Suburbanici – premiera książki Katarzyny Kajdanek – „Suburbanizacja po polsku”- pokaz zdjęć – godz. 18
4.03 – Wrocław – Uniwersytet Wrocławski – wykład dla Koła Naukowego MISH UWr – godz. 16
13.03 – Poznań – Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa – „Źle urodzone” – wernisaż wystawy – godz. 19
10.04 – Poznań – Centrum Kultury Zamek – promocja książki „Niewidzialne miasto” – w spotkaniu wezmą udział Natalia Mazur (dziennikarka, Gazeta Wyborcza), Michał Cierkosz (projektant, Diagram), Filip Springer oraz członkowie zespołu badawczego Niewidzialne miasto. Prowadzi Kacper Pobłocki – godz. 18
16.04 – Gdańsk – Europejskie Centrum Solidarności – spotkanie autorskie
Nowe stare
Pod adresem www.filipspringer.com jest już nowa strona. Robił ją, podobnie jak poprzednią Marek Woźniczka
Zofia Hansen (1924 – 2013)
24 stycznia umarła Zofia Hansen. Nie wiem co tu napisać. Strasznie chciałem, żeby przeczytała to co o niej napisałem.
Rowery dwa
Południe
Pierwsza podróż po miesiącu w jaskini. Samochodem na południe. Po drodze, w Radomiu, Skarżysku, w Kielcach i Busku kolorowe bloki. Są bezlitosne dla krajobrazu, nie ma zmiłuj. W Krynicy fioletowa knajpa pamiętająca środkowy PRL. Na froncie dumny napis „Oberża”. Z boku ktoś dostawił słomiany daszek, żeby było „po góralsku”.
W drodze powrotnej jechaliśmy przez Stróże. M. mi powiedział, że teraz Kolejarz Stróże gra w I lidze. Na mecze przyjeżdża tam Arka Gdynia i inne zespoły z dużych miast. Wyobrażam sobie jak ich kibole wysiadają z pociągu i rozglądają niepewnie po peronie. Wystarczy, że przyjedzie ich pięciu i mogą te Stróże po prostu wymazać z mapy. Ale my nie zatrzymywaliśmy się przy boisku. Po prostu przemknęliśmy obok tamtej stacji benzynowej, o której pisał wiadomo kto i pojechaliśmy dalej. Im więcej jeżdżę po Polsce tym bardziej doceniam wysokie wały i ekrany dźwiękoszczelne wzdłuż dróg. Porządkują pejzaż. Robię nudne zdjęcia szosy i patrzę przed siebie. Jestem tylko pasażerem, w miasteczkach i wsiach mogę po prostu zamykać oczy.
że o biografiach
Instytut Reportażu zaprasza. I ja też. Więcej szczegółów TUTAJ
POLSKA SZKOŁA REPORTAŻU
Szkolenie biograficzne
15-19 maja 2013, Folwark Badowo
Grochowska, Grzebałkowska, Kuźniak, Tuszyńska, Franaszek, Jagielski, Springer, Szczygieł, Tochman
Literatura biografistyczna w ostatnich latach – i nie tylko w Polsce – przeżywa rozkwit. Wielkie opowieści o kluczowych postaciach kultury i polityki przepychają się na listach bestsellerów na równi z chwytliwymi opowieściami o celebrytach. Ale przede wszystkim prowokują głębokie debaty o naszym wczoraj i o naszym dzisiaj. A także – co świadczy o rosnącej randze biografistyki – zdobywają znaczące nagrody literackie. Dlatego to doskonały
moment, by pomyśleć o realizacji własnych planów dotyczących pisania biografii, a także zdobywania kompetencji, które są dziś bardzo poszukiwane na rynku wydawniczym.
Ale jak zabrać się za biografię?
Jak znaleźć bohatera?
Jak z nim rozmawiać?
Jak zdobywać na jego temat informacje, do których nie dotarli inni?
Jak nie zatonąć w zgromadzonym materiale?
Jak ogarnąć materiał, nadać mu atrakcyjną, oryginalną formę?
Jak szukać własnego języka mówienia o ludziach żyjących w zupełnie innych epokach i tych żyjących dzisiaj?
Czym się inspirować?