Pokłosie

Lublin

Schodzę rano do recepcji hotelu. Tłok jak cholera bo przyjechała wycieczka młodziezy z Izraela i będą pewnie zwierzać Majdanek. Walizki i harmider.  Oddaję klucz. Wychodzę. Pod hotelem stoi pani z trzema jamnikami na smyczach i koleś w jaskrawym wdzianku, który przeprowadza dzieci przez ulicę. Gadają, jeden z jamników trochę szczeka. On do niej:

– Ja wiem czemu on szczeka, bo tam w środku są Żydki i to na nich szczeka.

Tak, jeszcze trochę „Pokłosi” musi powstać.

No to Frugo

Forma Otwarta w praktyce – teatr na Osiedlu Słowackiego w Lublinie: Hansenowie stworzyli warunki, spółdzielnia postawiła dodać coś od siebie i postawiła betonowego grilla, ludność nie miała gdzie usiąść więc przyniosła wypoczynek. No to Frugo!

trochę o bezradności

Historia jest sprzed kilku dni ale jakoś mnie ominęła.

Artysta uznany, Rafał Betlejewski w audycji Cezarego Łasiczki w TOK FM zażartował sobie z gwałtów. Nie, że tak w ogóle. Chodziło o konkretnego gwałciciela, który przez półtora roku na Pradze gwałcił kobiety w windach. Robił to w dość skomplikowany sposób. W audycji, o której mowa ten konkretny sposób gwałcenia był przedmiotem żartu. Bo to podobno bardzo śmieszne, że te bezradne kobiety tak w tych windach, a on tak je gwałcił. No więc artysta uznany mówił, że go to śmieszy, a dziennikarz mu wyznawał lekko krztusząc się ze śmiechu, że on gdzieś czytał, że z gwałtów nie wolno żartować.

Najpierw sobie pomyślałem, że chyba śnię.

Potem pomyślałem, że to jest na pewno wyrwane z kontekstu i da się to wytłumaczyć.

Potem pomyślałem, że nie istnieje taki kontekst, który by to tłumaczył.

A jeszcze później, że ja nie chcę, żeby takie pierdolenie tłumaczyć czymkolwiek

Potem pomyślałem, że nie ma sensu się takim gównem zajmować i denerwować.

A jeszcze później , że nie można tak obok przejść, jak ktoś zrobi gówno na środku ulicy. A takim środkiem ulicy jest rozgłośnia radiowa, która mieni się być opiniotwórczą.

No i tak z tym zostałem. I czuję jakąś taką bezradność wobec tego, że mogę sobie tutaj coś o tym napisać, a idioci uważający się za intelektualną elitę będą chodzić po świecie i pierdolić. A inni idioci udostępnią im do tego czas antenowy i jeszcze będą mieli ubaw.

Oczywiście w ostateczności zawsze można powiedzieć , że to taka konwencja. Ale gówno na środku ulicy i tak zostanie.

Do Wangen

Karakter wydaje dzienniki Susan Sontag (które należy kupić), a Juliusz Kurkiewicz w najnowszych ?Książkach? cytuje fragment, który cytuję teraz ja bo to koncentrat i Sontag, i Brodskiego w jednym i warto go dystrybuować. Kilka zdań, które dość czytelnie uświadamiają mi, żeby za pewne rzeczy się po prostu nie zabierać, a jak najdzie mnie potrzeba do strzelić zdjęcie, żeby potrzebę szybko odgonić. Bo po co komu porażki.

No to już: ?Plusk wody uderzający o fundamenty. Spokojny pomruk vaporetta, gdy odbija od brzegu. Dźwięk czyichś kroków. Siedem gondoli ? jak siedem czarnych kruków zacumowanych w wąskim kanale. Kołyszą się , próżnują. O drugiej w nocy spacer z Locanda Martin do Akademii przez most, przez plac Santo Stefano, z powrotem do hotelu. Prószy śnieg, cisza, puste ulice, mgła, przeszywające zimno. Tyle piękna. Jak wdychanie czystego tlenu?.

W Monachium przygotowania do Octoberfest i wygląda to dość strasznie. Na dworcu tłok taki, że zaczynam tęsknić za pustym pociągiem z Oslo kończącym bieg na pustym dworcu w Bergen. Ale potem jadę do Hergatz i w połowie drogi coś dziwnego dzieje się ze światłem, bo wszystko zaczyna wyglądać tak, jakby zaraz miało się skończyć.

W Wangen starzy Niemcy podchodzą do mnie po spotkaniu, mówią Hirshberg albo Waldenburg i stukają się w piersi. Potem trochę rozmawiamy. Jeden po polsku tłumaczy mi subtelności między słowem przepędzenie/ wypędzenie/ przesiedlenie. Mówię mu, że ani jednego z tych słów nie użyłem w swojej książce. Chyba jest niepocieszony. Ja chyba skłamałem.

Jedna pani nie mogła przyjechać , ale przysłała list. Napisała w nim, że pochodziła z Jannowitz i pamięta Kupferberg. I do listu załączyła cztery niewielkie reprodukcje obrazków malowanych przez pochodzącego stamtąd malarza. Na jednym z nich poznałem most w Janowicach.

A tak w ogóle mam dziś poczucie, że jakbym był półgłówkiem to by było łatwiej