Pojechałem dziś na Przyczółek Grochowski sfotografować Pekin. Obok stoją nowe osiedla wybudowane przez deweloperów. Mam wrażenie, że Ci, którzy mieszkają w Pekinie mają lepiej. Ale może mi się tylko wydaje.
Jestem tu tylko na chwilę
Gdy PKP zacznie jeździć punktualnie świat pęknie na pół, a z powstałej w ten sposób szczeliny wypłynie czarna maź i pochłonie cały świat. Dlatego nie jeździ. Wczoraj również – dlatego zamiast przesiąść się kulturalnie z jednego pociągu do drugiego utknąłem na chwilę we Wrocławiu, wypiłem colę, zrobiłem jedno zdjęcie i pojechałem dalej. Po drodze poznałem dziecko, któremu okrutni rodzice dali na imię Aurora.
Leszczyńska od Leszna w Warszawie od Warsa i Sawy
Superjednostka jest super
Białołęka zamiast Białegostoku
Trasą ze Śląska do Warszawy mógłbym jeździć bez przerwy. Mam ambicję zaliczyć po drodze wszystkie stacje benzynowe i zajazdy. Są niemożliwe.
Niemożliwe są też upały więc jedynym rozwiązaniem jest znaleźć klimatyzator i pod nim usiąść albo ewentualnie go ukraść. Tylko wtedy trzeba by z nim iść. Tracę cierpliwość do tego klimatu mniej więcej 5 minut po odejściu od klimatyzatora.
Jadąc tu wczoraj mijaliśmy wielki billboard, na którym ktoś ręcznie napisał ” Sprzedam gilotynę”. Brakowało podpisu Ludwika XIV albo ktoś równie przyjemnego.
W „Fotografii”
Hallam Foe
Zupełnie nie wiem dlaczego dopiero teraz obejrzałem Hallama Foe. Filmy o takich freakach powinny być zakazane (jeszcze Igby goes down). Robią ludziom jogurt z mózgu. Ścieżka dźwiękowa do nich też. Ścieżkę dostałem za wcześnie, film obejrzałem za późno. Na jedno wychodzi. Hallama Foe lubię jeszcze za szkocki akcent i sceny kręcone o zmierzchu.
W weekend w Szczecinie zobaczyłem Stołczyn i podobno już nic więcej w życiu, a przynajmniej w Szczecinie mnie nie zaskoczy. Dziś zadzwonił Pan Heniu. Mówi mi, że jak przyjadę następnym razem to pokaże mi prawdziwy bunkier atomowy i inne cuda. Nie mogę się doczekać.
W Warszawie , gdzieś między Bazarem Różyckiego a Wileńskim jest takie bistro tureckie, w którym jest brudny stół z czerwonym obrusem, białe kafelki i jarzeniówka. Telewizor gra tam same tureckie hity. Zjedzenie tam czegokolwiek zapewne grozi zapaleniem wątroby, albo rocznym rozstrojem żołądka. Nigdy nie byłem w środku, ale gdybym był dziś w Warszawie to bym tam poszedł. 37 stopni zobowiązuje do zachowań irracjonalnych.
Pora umierać
A – PRO – POSITIVE teamu Bielatowiczów jest strasznie spoko i wcale nie dlatego, ze nakręcili o mnie teledysk 🙂
Do tyłu
Najnowszy „Przekrój” publikuje wywiad z Joanną Rajkowską. W wywiadzie tym artystka opowiada o jej problemach z projektem „Benjamin w Konyi” – chcąc umieścić w przestrzeni publicznej cytat z eseju Waltera Benjamina „O obowiązkach tłumacza” ciągle się Rajkowska ładowała na jakąś kulturową minę i żeby nie wybuchnąć musiała wymyślać wszystko na nowo.
Takim polskim odpowiednikiem Konyi jest Poznań gdzie od dwóch blisko lat nie może powstać słynny minaret Rajkowskiej. Decydenci w mieście, w którym i tak już nic do siebie nie pasuje, uznali, że minaret nie pasowałby wybitnie i burzył architektoniczną przestrzeń. Nie burzą jej za to płoty i wielkopowierzchniowe reklamy. Jak to się dzieje to już wiedzą tylko najtęższe poznańskie głowy.
Prawie jak Central Park
Anna Czarnota i Mika Grochowska postanowiły przywrócić Poznaniowi miejsce, o którym miasto postanowiło nie pamiętać. W tym celu na opuszczonym stadionie Szyca odbył się happening / instalacja i odbywać się tam będzie przez cały czas trwania Festiwalu Malta. Są leżaczki, parasolki i pani z watą cukrową, można przyjść i się tam trochę powylegiwać. Co prawda miasto nadal o tym miejscu nie pamiętało, więc przez większość dnia leżaczki świeciły pustkami, ale teraz ta niepamięć i ta pustka mają nowe znaczenie. Dla mnie bomba.
Przy okazji fotografowania tego wydarzenia dowiedziałem się od jakiegoś bananowego gówniarza, że „to miejsce ma w sobie coś z Central Parku” i myślę sobie że większej głupoty to od dawna nie słyszałem. Bo zaszczany stadion ukryty w krzakach za targowiskiem z chińskimi jeansami raczej ma się nijak, poza tym że jest w centrum.