l:walbrzych; p:mojemiasto

jarek2

Wałbrzych to jest za dużo nawet dla mnie. To jest samospełniające się proroctwo. Gdy jedziemy z dworca A. mówi, że tego się nie da opisać bo ludzie będą myśleć, że przejaskrawiam. Nie to że się wali i że jest syf. Bardziej to, że wysiadasz z pociągu i czujesz, że będzie źle. Zaczynasz się bać choć przecież nic ci nie grozi.

Ludzie na trawnikach , murkach, albo, tak jak w centrum, wprost na chodniku, bez siły by cokolwiek zmienić. Wieczorem przez godzinę szukamy otwartej knajpy, ze dwie są czynne ale strach wchodzić. Wracamy i na tarasie „hotelu” zjadamy żylastego schabowego. W dole widać miasto i słychać krzyki. Kolesie przy stoliku obok rozmawiają o windykacji i o tym, że ich ekipa już nie trzyma ze sobą, rozjechali się po świecie, nie dzwonią do siebie nawet w urodziny. Jeden w pewnym momencie mówi: „gówno” i odchodzą.

W recepcji para przed nami zamawia pokój, są młodzi, on w dresie, lekko spłoszony. Nie mają ze sobą nic poza pieniędzmi i dowodem osobistym. Płacą „za jedną pościel”. „Jedna pościel” w śmierdzącym hotelu pod zakurzonym sztucznym kwiatem i odgłosem kroków tuż za ścianą. Jedna pościel i co dalej? Nawet ręczników ze sobą nie mieli, szczoteczki do zębów, nic. On płacił, on dał dowód, ona stała troszkę z tyłu, miała tandetne buty. Kobieta z recepcji powiedziała „To ja państwa zaprowadzę”, patrzę na nich, a oni są nieszczęściem, bo nie chcą by ktokolwiek ich tam prowadził. I nie dlatego, że im spieszno odegrać gorączkową i niecierpliwą drogę do hotelowego pokoju. Tu tej drogi odegrać się nie da, tu są schody, zakręty, zaułki. Tu trzeba patrzeć pod nogi. Tu na pierwszym piętrze siedzą na kanapie kolesie, patrzą w telewizor i palą papierosy. Ani drgną, nawet jak im się przejdzie tuż przed nosem.  No więc ona ich prowadzi, oni są nieszczęściem dlatego, że ona jest kolejnym świadkiem. I nie to, że mają coś do ukrycia. Po prostu po co kolejny świadek tego wszystkiego, jest już wystarczająco smutno.

WiFi ra rynku jest tu za darmo. Trzeba tylko wpisać login:walbrzych  haslo:mojemiasto.
Nigdy w życiu.

Trzcińsko jest najważniejsze

kaczynski

Zdjęcie z Trzcińska – można by rzec „Tutaj zawsze była Polska”. „Zawsze” czyli odkąd Trzcińsko to już nie Rohrlach.

W Trzcińsku mieszka Pani Helena, która ma kilkanaście roczników Schlesische Bergwacht oraz dobrą rękę do pierogów. I obie te na pozór odległe od siebie sprawy są ze sobą ściśle powiązane – bo gdy ja dzwonię i mówię „Pani Heleno, Bergwachty bym przyjechał pooglądać” to Pani Helena zamiast powiedzieć „tak” albo „kiedy pan będzie” mówi tylko: „To ja pierogów zrobię”. I potem nie mam siły wracać z tego Trzcińska do domu.

W każdym numerze Schlesische Bergwacht jakiś Niemiec pisze „Unser schönes Hirschberg” albo coś w tym stylu. Czasem jak potem przyjedzie do Trzcińska, Janowic czy Miedzianki to jego „unser” albo „mein” mu wyskoczy, a ludzie głupi nie są, swoje rozumieją. „Już my wiemy po co oni przyjeżdżają ci Niemcy tutaj” – mówią potem.

Bo przecież każdy wie, że Niemcy pochowali tu swoje skarby – złoto, biżuterię i pieniądze. W Bergwachtach znalazłem też to zdjęcie. Zrobiono je w Kromnowie (Kammerswaldau), krótko przed wojną. Dzieciaki nie mają butów. Myślę sobie, że jakbym miał złoto, biżuterię i pieniądze, to bym szczeniakowi jakieś buty kupił.

buty

Odkurzyłem i mam

polaroidbook

Księgarnia Powszechna w Poznaniu to jedno z tych dwóch miejsc, które sprawiają, że jest sens wysiadać z pociągu w tym mieście. Lubię ją także dlatego, że półka z albumami sprawia tam wrażenie jakby nikt nigdy jej  nie oglądał. Dzięki temu wczoraj upolowałem tam The Polaroid Book i kosztowało mnie to mniej niż średni obiad. Musiałem ją tylko trochę odkurzyć. W środku nie ma Tarkovskiego ale i tak jest ok.